OOPS. Your Flash player is missing or outdated.Click here to update your player so you can see this content.
You are here: Start
Bałtyk 2011 PDF Drukuj Email
Redaktor: Aneta Józefczak   
26.09.2011.
Spis treści
Bałtyk 2011
Strona 2
Strona 3

Zapraszamy

start

 start

Etap I



 

1.07.2011 – piątek

Czerwonak – Augustów (autobus)  
dystans dnia – 100m - rower/600km  autobus

W końcu  nadszedł dzień wyjazdu. Początkowo mieliśmy jechać pociągiem. Już na samą tę myśl włos jeżył się nam na głowie. Nasze obawy okazały się niepotrzebne. Trafiła się nam okazja. Ktoś nam przychylny i przyjazny podwiózł nas do Augustowa. Umówiliśmy się o 17.00. Autobus podjechał pod dom. Wpakowaliśmy się z całym dobytkiem i ruszyliśmy w trasę. Auto było całe do naszej dyspozycji.

 

niem jak odpowiedni posiłek w podróży

 Nie ma jak zdrowa żywośćĹ�miech

Obawialiśmy się nieco o Nalę – jak zniesię jazdę autobusem? Okazało się, że nieźle. Przed nami było około 600km. Droga minęła bez problemów. Za Płockiem zatrzymaliśmy się na kawę i małe siku. Podczas jazdy padał deszcz. Ogarniało nas przerażenie, że aura nie będzie nam sprzyjać.

 

niektórzy postawili na sen
 

 



2.07.2011 – sobota
dystans dnia - 38km

Do Augustowa dojechaliśmy około 3.00. Było jeszcze ciemno. Pan, który nas wiózł był tak miły, że posiedział z nami aż się rozwidni. Wypiliśmy kawę. O 4.00 ruszyliśmy drogą krajową  nr 8 do Suwałk. Droga prosta, ale ruch okropny: same ciężarówki mknące do granicy.

 

przyjemnie choć między samochodami

 

 

Niebo było cały czas zaciągnięte, a czarne chmury goniły nas niemiłosiernie. Pogoda była jednak dla nas łaskawa. Pozwoliła nam jechać na sucho. Do Suwałk nie mieliśmy zbyt dużo kilometrów, a więc nie spieszyliśmy się. Droga choć ruchliwa, to bardzo przyjemna Słychać było budzące się życie. Suwalszczyzna znowu nas zachwyca. Tereny pagórkowate, w które wtopione są pojedyncze domy, gdzieniegdzie pasą się krowy i konie. Miejsca naprawdę malownicze.
O 7.00 byliśmy już na miejscu.

 

Suwałki dopiero budzą się do życia

Suwałki budzą się do życia

Zakotwiczyliśmy się na prywatnym campingu(Zajazd Private). Teren ładny, czysty zadbany, mały urokliwy stawek z kładką.Zmęczeni podróżą ucieliśmy sobie małą drzemkę.

 

 

nie ma jak sen kiedy pada deszcz

 

 Nie ma jak sen w rytmie deszczu

 


Nala zawsze zachwycona jest spaniem w namiocie
 
Nala zachwycona jest spaniem w namiocie

Gospodarze widać troszczą się o miejsce. Jest możliwość rozbicia namiotu, wynajęcia pokoju. Są miejsca przy których można zjeść przygotowane przez siebie posiłki. Jest też możliwość zjedzenia posiłku przygotowanego przez właścicielkę campingu. My nie skorzystaliśmy z tej opcji  i na obiad udaliśmy się do Karczmy Polskiej. Bardzo smaczne jedzenie. Próbowaliśmy bliny, kiszkę ziemniaczaną. Jonasz tradycyjnie zjadł zrazy, polecamy.

 

miejsc przytulne, chce sie być

Bardzo przytulne i swojkie miejsce

te klimaty lubimy najbardziej

 


Ale wrócę jeszcze do gospodarzy campingu. Jest u nas przeświadczenie, że turysta zagraniczny to ktoś, kto ma pieniądze i odpowiednio trzeba się nim zająć. Turysta polski, to turysta drugiej kategorii, a już nie wspomnę o rowerzyście, to już na pewno biedak, który patrzy jak za darmochę się prześlizgnąć.
Po rozbiciu namiotu zwrócono nam uwagę, że zbyt głośno zachowujemy się i przeszkadzamy niemieckiemu turyście godz. - 7.45. Wieczorem chcieliśmy skorzystać z campingowej świetlicy, ale przyjechali Finowie i Litwini, a nasi gospodarze zastanawiali się, co z nami zrobić? - zajmujemy miejsce gościom, którzy będą zamawiać ciepły posiłek. Nie wytrzymałam i powiedziałam, co leżało mi na wątrobie.
Jak wspomniałam już wyżej camping ciekawy, ale brak cennika i regulaminu. Gospodarze wedle uznania ustalają zasady.

Suwałki miasto remontowane, ciekawa zabudowa. Bardzo podobały się nam koszary wojskowe na ul. Wojska Polskiego. Większość tych budynków opuszczona i zabita dechami.
No i kolejny dzień za nami.

3.07.2011 – niedziela
Dystans dnia - 90 km
Czas jazdy – 5:07 h
Średnia prędkość – 17,66 km/h
Max. prędkość – 51,45 km/h

Trasa: Suwałki – Okuniowiec - Lipniak – Wiatrołuża  - Szypliszki – przejście graniczne w Budzisku – Liubavas – Aleksandravas – Vistytis camping Pusel


No cóż, rano znowu budzi nas deszcz. Mało tego, że pada to jest zimno. Wstajemy o 7.00. Zjadamy śniadanie i powoli zaczynamy pakować rzeczy czekając aż pogoda zlituje się nad nami. Wyjeżdżamy. Suwałki żegnają nas drobnym deszczem, ale niebo zaczyna się przeczyszczać.

 

zaczyna nas ogarniać błogi spokój

 Dookoła błogi spokój

Do  Szypliszek zdecydowaliśmy się jechać bocznymi drogami. Był to dobry wybór. Samochód to rzadkość. Przestało padać,  a zza chmur wyjrzało słońce. Jechało się rewelacyjnie.
Krajobrazy cudne - zachwycały.

 
Lubimy te klimaty
 
Lubimy te klimaty

Mnóstwo bocianów, krów, śpiew ptaków i my.
Przejeżdżaliśmy przez odcinek Wigierskiego Parku Narodowego.

 

Czuliśmy zapach budzącego sie życia

 Czuliśmy zapach budzącego sie życia

 

Po drodze nawiązując dialog z tubylcami.

 

 

Budziliśmy żywe zainteresowanie wśród czteronogich
 
Budziliśmy żywe zainteresowanie czworonogich


W Szypliszkach  zjedliśmy zupę każdy  inną. Nie pękaliśmy z zachwytu.
Stamtąd już zdecydowanie bardziej ruchliwą drogą ruszyliśmy do granicy.
Jechaliśmy z górki i pod górkę. Jechało się bardzo spokojnie. Niewiele domów, a ludzi jak na lekarstwo. Wjechaliśmy na Litwę. 

 

Czyż nie pięknie?
 
Czyż nie pięknie?

 Za Liubavas skończyła się droga asfaltowa i dalej jechaliśmy już drogą szutrową. I znowu przyjazne klimaty: łąki, bociany i wszech ogarniająca cisza. 

 

bezdroża i nikogo prócz nas
 
Bezdroża i  my
 
Jednak stwierdziliśmy, że wjedziemy na drogę wojewódzką.  Po szutrze z ekwipunkiem jechało się dość trudno. Tym bardziej, że miejscami była niezła tarka. Po10 minutach takiej jazdy trzeba było, co chwilę zatrzymywać się bo wytrząsało z nas wszystko. Kiedy wjechaliśmy na drogę nr 200 wcale ruch nie zwiększył się.
Dojeżdżając do Vistytis zobaczyliśmy jezioro o tej samej nazwie. Bardzo duże. Na mapie zobaczyliśmy, że zdecydowanie większa część jeziora należy do Rosji. Poszukaliśmy campingu i rozbiliśmy się.
Camping Pusele położony był nad samym jeziorem  Vistytis.

woda- kryształ

Jezioro Vistytis Woda - kryształ


Camping bardzo rozległy. Są tu sanitariaty (całkiem przyzwoite), boisko do siatkówki, prysznice na plaży, przebieralnie.
Brak jest jednak kuchni i miejsca, w którym można przygotować i zjeść posiłek. Jest dużo wiat i zadaszonych miejsc. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z opłatą za rower.
Zanim się rozbiliśmy Jonasz i ja poszliśmy się wykąpać.

woda akurat do kąpieli
 
Woda w sam raz do kąpieli

Teraz jest 21.12. Leje jak z cebra. Jesteśmy już po kolacji. Siedzimy w namiocie słuchamy Nory Jones i Layori – Origin i piszemy relacje.
Pozdrawiamy z Vistytis.


4.07.2011 – poniedziałek
dystans dnia – 109km
czas jazdy – 6:03h
średnia prędkość – 18,0km/h
max. prędkość – 41,41km/h

Trasa: Visitytis – Kybartai – Kudirkos Nauniestis – Jurbarkas


Jest 21.20. Jesteśmy już po kąpieli, jedzonku i piszemy relację od czasu do czasu spoglądając na przepływający obok nas Niemen.
Co poniektórzy z nas obudzili się już o 6.00 nasłuchując, czy pada. Nie padało, w namiocie było ciepło i zdawało się nam, że pogoda zdecydowanie poprawiła się. Było to jednak mylące. Termometr wskazywał jedynie 12 stopni. W końcu jednak wyszło słońce, ale co najważniejsze nie padało.       

 

Poranne słońce budzi w nas optymizm
Poranne słońce budzi w nas optymizm


Rozpoczynamy kolejny dzień rowerowania po Litwie. Jak ona jest? Jak na razie jedziemy bocznymi drogami. Mijamy małe wsie i niewielkie miejscowości.

 

wiatraki, pola, łąki

 Wiatraki, pola, łaki - cudownie


Ludzie żyją tu bardzo skromnie, rzekłabym, że nawet ubogo. Przejeżdżając przez wiele miejscowości nie napotkaliśmy żadnego sklepu. Jeśli już pojawiły się, to przypominały czasy prężnego socjalizmu. Wiele domów jest starych, podupadających, wymagających remontu.

 

to również ma swój urok

 To częsty widok na naszej drodze

Podobnie ma się sprawa z kościołami. Te, które odwiedzaliśmy były zatęchnione, obskurne i „pachniało” w nich kiczem.
Widać, co prawda, że zarządcy tych kościołów podjęli działania przywracające świetność ich przybytkom  wymiana okien, ułożone bukiety kwiatów),ale to dopiero początki

W koścolach czuć ducha minionej epoki

 W kośćiołach "czuć" klimat minionej epoki

Jednak krajobrazy są bardzo urokliwe. Panuje cisza spokój i wydaje się , że czas tu zdecydowanie wolniej płynie.

 

i tu nas nie mogło zbraknąć

 I tu nas nie mogło zabraknąć

 

Kiedy wyjeżdżaliśmy świeciło słońce, ale temperatura wahała się w granicach od 15- 18 stopni. Do 13.00 nie padało. Potem już zaczęło na fest. I tak do wieczora. Jak na razie pogoda nas nie rozpieszcza.

 

 

nie każdy sakralny obiekt mogliśmy zwiedzić
 
 
To trzeba zobaczyć

Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad i zjedliśmy cepeliny. Smakowały nam.
Jonasz nie jadł ponieważ były tylko dwa.

nie ma jak cepeliny


Za miejscowością Kybartai, krajobraz zmienił się. Teren zdecydowanie wypłaszczył się, ale jazda dalej sprawiała nam przyjemnoś
Tego rodzaju przydrożne krzyże podkreślają smak Litwy choć są zaniedbane i pozostawione samym sobie.


1


Jonasz i Maciej już śpią. Niemen spowiła noc.

Tak wyglądał jeszcze dwie godziny temu. Dzisiaj nie śpimy na campingu, ale w gospodarstwie agroturystycznym. Cena przyzwoita – 30 litów. Z namiotu mamy widok na Niemen.


przenosimy się w czasy Elizy Orzeszkowej
 
Niemen

Dni biegną nieubłaganie. To, co jest niezmienne w każdym naszym dniu, to deszcz. Dzisiaj zmoczył nas dotkliwie. Mamy tylko nadzieję, że jutro odpuści sobie nas, a więc do zobaczyska.



 

5.07.2011 – wtorek
dystans dnia – 104,5km
czas jazdy – 5:47h

średnia prędkość – 18,0km/h
max.prędkość – 40,30km/h

Trasa: Jurbarkas – Smalininkai – Vylkyskiai – Pagegiai – Silute


Huuuuuuuuuura świeci słońce, temperatura powyżej 20 stopni. Zwijamy suchy namiot i możemy jechać. Po drodze w Jurbarkas zatrzymujemy się, aby zrobić zdjęcie i pokazać, że absurdy nie są tylko w Polsce.



nam nie udało się podjechać
 
Dziś mamy do przejechania długi dystans. Jednak musieliśmy go trochę zmodyfikować. Mieliśmy zamiar dojechać do wybrzeża i tam zakotwiczyć się na campingu Ventaine. Okazało się to jednak nie możliwe, ponieważ camping nie akceptuje psów. Do godziny 13.00 jechało się nam super. Mieliśmy wiatr w plecy. Po drodze skosztowaliśmy litewskich wypieków. Bardzo smaczne. To, co nas zaciekawiło, to to, że w miejscu sprzedaży wyroby były przygotowywane na bieżąco, a panie nie stosowały mikserów i elektrycznych urządzeń.
Podczas jazdy towarzyszył nam zapach kwiatów i ziół. Od czasu do czasu drogę przecinały nam lądujące lub startujące bociany. Mieliśmy okazje zobaczyć bociana spacerującego po asfalcie i czekającego na autostop. Po godzinie 13.00 nad naszymi głowami zgromadziły się czarne chmury. Czyżby miało padać? Ależ tak, czemu nie? Dawno nie padało. A my znowu ubieramy przeciw deszczowe wdzianka. Zatrzymaliśmy się w restauracji. Niektórzy na kawkę, a inni na zupkę. W pewnym momencie nie mieliśmy już ochoty jeść. Znowu zaczęło mocniej padać. Przeczekaliśmy deszcz i ruszyliśmy dalej.

 

 

1

 Czas na na małą czarną

Na drodze spotkaliśmy naszego rodaka z Wrocławia. Było on w trakcie 45 dnia swojej wyprawy. Wracał z Nordkapp i jechał dalej na południe. Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy każdy w swoją stronę. Bardzo mu zazdrościliśmy. Ale cóż. Musimy nacieszyć się i wykorzystać tylko, albo aż trzy tygodnie. Nie pozostało nam nic innego, jak ruszyć dalej do Silute. Zdecydowaliśmy się na inny rodzaj noclegu. Dziś skorzystaliśmy z Kaimo turizmo sodyba. Do swojej dyspozycji mieliśmy cały dom.  

 

1
 
Tu mieszkaliśmy
 
1

 A tak wygląda dzisiaj nasza sypialnia.

Przypominała ona nam nieco sypialnię Hiacynty Bukiet. Do dyspozycji mieliśmy jeszcze łazienkę, kuchnię, pokój dzienny. Za chwilę  rozegramy małą partyjkę w karty. Trzymamy kciuki, aby jutrzejszy dzień był SUCHY.

 


6.07.2011 – środa
dystans dnia – 100.05km
czas jazdy – 6:36h
średnia prędkość – 15.15km/h
max.prędkość – 32.26k/h

Trasa: Silute – Kintai (szlak rowerowy) – Priekule – Klaipeda (camping)


Budzimy się pełni obaw czy za oknem pada deszcz. Na szczęście nasze obawy były daremne. Jednak niebo było zachmurzone i nic nie było pewne. Namiotu nie musieliśmy zwijać więc sakwy na rower i w drogę. Na początku przejechaliśmy przez Silute. Po krótkim błądzeniu wjechaliśmy na właściwy szlak.

 

1

Podążaliśmy drogę rowerową nr 10. Początkowo pedałowaliśmy szutrem.

1

 

Trasa była bardzo ciekawa, prowadziła przez deltę Niemenu, a wiatr jak zwykle nam nie pomagał.

 

1
 
 1


Dalej czekał nas kolejny absurd. Ni stąd ni   zowąd ścieżka pieszo-rowerowa urywała się w polu. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że w Polsce nie jest najgorzej.

 

 

1

 

Nie przejmując się ruszylismy dalej wydeptaną ścieżką. Po krótkim czasie trafiliśmy na właściwą drogę, którą dojechaliśmy do Klaipedy. Szukaliśmy drogi na camping.
Nasz „GPS Maciej”wprowadził nas na właściwą drogę. W pewnym momencie usłyszeliśmy w języku polskim „Ale fajny piesek, ale on ma wygodnie”. Okazało się, że to nasi bracia Polacy, którzy doprowadzili nas na camping. Camping „Purmaliu” zaznaczony był na mapie i tym się kierowaliśmy. Na trasie nie było żadnego oznaczenia. Do miejsca naszego dzisiejszego przeznaczenia prowadziła sześciokilometrowa ścieżka rowerowa trasa rowerowa nr 10. Camping czterogwiazdkowy, położony w lesie niedaleko plaży. Miejsce, bardzo zadbane i czyste. Nasz podziw wzbudził kompleks sanitarno – gastronomiczny. Camping wart polecenia. Spotkaliśmy tu paru Polaków, a reszta to Niemcy, Duńczycy, i Anglicy.

Po drodze nie zrobiliśmy zakupów, a więc udaliśmy się do centrum. Po powrocie przygotowałam małe co nieco i zasiedliśmy do pisania relacji.

 

1
1

 

7.07.2011 – czwartek
dystans dnia – 75,57 km
czas jazdy – 5:h
średnia prędkość – 15.1km/h
max.prędkość – 40.02k/h

Trasa: Kłajpeda – Mierzeja Kurońska - Juodkrante



I dokąd dzisiaj się wybieramy?

 

1
 
Dziś "lajcik"


Dzisiaj od rana nadsłuchiwałam, czy  może coś uderza o ściany namiotu Nie. O! Uczucie ulgi na razie nie pada. W namiocie ciepło. Świeci słońce i dzień już jest wesoły. Szybko  zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy zwiedzać trzecie, co do wielkości miasto Litwy – Kłajpedę.Jechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż wybrzeża.

 

1

 

Tak wygląda las w pobliżu morza



Zaprowadziła nas na Stare Miasto. Odwiedziliśmy informacje turystyczną, a stamtąd już na prom, na Mierzeję Kurońską.
Do portu właśnie zawijał piękny żaglowiec Afrodyta. Jest cudnie. Podoba mi się.

 

1

 

 

1


Obecnie Maciej i Jonasz zwiedzają muzeum morskie, a ja zostałam z Nalą  i piszę.
Kiedy tak siedziałyśmy, za plecami usłyszałyśmy dziwne prychanie, sapanie. Podpłynęła do nas foka. Nala od razu coś wyczuła, ale nie mogła zlokalizować obiektu.

 

 

1


Muzeum to znajduje się na terenie dawnego fortu. Nie udało nam się zobaczyć delfinów – delfinarium jest w remoncie. No cóż  tak bywa.
Jonasz razem z Maciejem wykupili również bilet na pokaz fok. Występ był o 13.00.  W trakcie oczekiwaniu na pokaz podeszli do nas Polacy. Po dłuższej rozmowie dowiedzieliśmy się, że na Litwie należy przestawić zegarki o godzinę do przodu. Tak więc mądrzejsi ruszyliśmy dalej. Ścieżka rowerowa biegła przez lasy, przy wydmach i wzdłuż morza.

 

 

1
 
Wydmy - można po nich chodzić
 
1

 

Nad nami świeciło Słońce. Oczywiście do czasu. Na niebie pojawiły się znowu ciemne chmury. Wiedzieliśmy już, co się święci. Nie pozostało nam nic innego jak założyć odzież przeciwdeszczową i z uśmiechem na ustach ruszyć dalej. Dojechaliśmy do Juodkrante. To niewielka nadmorska miejscowość. Ma swój uroczy, nadmorski klimat.

 

1

W co drugim domu można było zakupić ryb.Tu się wysuszyliśmy, zjedliśmy lody i udaliśmy się w drogę powrotną.

Chcąc nie chcąc musieliśmy jechać tą samą drogą, ponieważ ulicą nie było to możliwe. Był zakaz ruchu rowerowego.

 

 

1

 

Ze spokojem zdążyliśmy na prom. Po dopłynięciu do Klaipedy, wjechaliśmy na Stare Miasto.

 

1
1
1

 

 Zjedliśmy smaczny obiad, zwiedziliśmy Starówkę i zrobiliśmy zakupy i udaliśmy się na camping.      
Tu kończymy relację dzisiejszego dnia i regenerujemy siły na jutrzejszą trasę.
   

8.07.2011 – piątek
dystans dnia – 83,88 km
czas jazdy – 4,51:h
średnia prędkość – 17,28km/h
max.prędkość – 26.02k/h

Klaipeda – Palanga – Bernati (Łotwa) camping – Ergli


Kiedy przekraczam granicę nowego państwa mam wrażenie, że za nią spotkam nowy świat, coś dziwnego i niespotykanego. Nigdy jednak tak nie jest. Wjeżdżam do nowego kraju i nic się nie dzieje. Na 45 km dzisiejszego dystansu wjechaliśmy na teren Łotwy.
Z campingu prawie do samej granicy prowadziła ścieżką rowerowa wzdłuż wybrzeża. Ścieżka asfaltowa prowadziła brzegiem rezerwatu. Miejscami były przygotowane platformy widokowe, z których można podziwiać morze i chronioną faunę i florę.

 

1

 

Niestety dziś widoczność była kiepska. Było mglisto i wilgotno. Jechało się jednak rewelacyjnie.
Zwiedziliśmy Palangę, zrobiliśmy zdjęcie na molo i ruszyliśmy dalej.

 

1


Oczywiście dalej jechaliśmy wyasfaltowaną ścieżką rowerową. Po drodze zatrzymaliśmy się na kawę. Po raz pierwszy od tygodnia wypiłam kawę po turecku – bardzo smaczna. Tak jak Palanga bardzo się nam podobała (położona wśród lasów nowoczesna i stara zabudowa), tak ostatnia miejscowość na trasie do Łotwy... przypominała dawne czasy.

 

1
 
Przeprawa się przez wiszącą kładkę

Dziś żegnaliśmy się z Litwą. Zachwyciła nas swoją skromnością i życzliwością. Przeraziła ubóstwem i biedą.
Będzie kojarzyła się nam z zapachem ziół i kwiatów; świeżością i czystością powietrza oraz błogim spokojem. Chciałabym tu kiedyś wrócić i powłóczyć nie zwracając uwagi na czas.

Łotwa ma na pewno zdecydowanie gorsze drogi. Od granicy przez prawie 40 km jechaliśmy omijając dziury i wyboje  Jednak widać, że jest to kraj biegnący do Europy.

 

1

 

Granica litewsko - łotewska

Dziś mija pierwszy tydzień naszego wyjazdu.


1

Jonasz musiał być bardzo głodny skoro zabrał sie za przygotowywanie jedzenia



Zmieniony ( 30.12.2013. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »