OOPS. Your Flash player is missing or outdated.Click here to update your player so you can see this content.
You are here: Start
Wzdłuż Bałtyku 2012 PDF Drukuj Email
Redaktor: Aneta Józefczak   
04.10.2012.
ZAPRASZAMY NA RELACJĘ Z WYPRAWY ROWEROWEJ BRZEGIEM BAŁTYKU 2012

Dzień pierwszy - 2.07.2012

Dystans dnia - 50km.- rowerem; 293km.- pociągiem

Trasa: CzerwonakPoznań – Świnoujście (pociąg) - AhlbeckHerringsdorfBansinKoserowZempin (camping und Freizeitpark)

 


Wyświetl większą mapę

Czekaliśmy rok, aby znowu rodzinnie wyruszyć na drugą część wyprawy wzdłuż Bałtyku

Jak zwykle początek swojej drogi uwieczniliśmy na zdjęciu w domu.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]--> 

jeszcze w domu

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

O 5.00 wyruszyliśmy pociągiem do Świnoujścia z przesiadką w Szczecinie Dąbiu. Jak na nasze polskie warunki jechało się całkiem znośnie.

 

Był tylko mały problem z konduktorem, który stwierdził, że brak nam opłaty za dwa wózki no i co najgorsze, że to wszystko sprawdzi rewizor. Potraktowaliśmy to z przymrużeniem oka. Jak się okazało rewizor znalazł się w pociągu, a nadgorliwy konduktor uratował nas od kary.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

na przejściu granicznym

 

Następnie promem przeprawiliśmy się przez Świnę i ruszyliśmy w kierunku Niemiec.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

czas na krótki odpoczynek

 

Jechało się bardzo przyjemnie. Cały czas wzdłuż wybrzeża mijając dawne carskie uzdrowiska z secesyjną zabudową.

Trasa, którą pokonywaliśmy okazała się idealna również dla Nali. Mogła spokojnie biec przy rowerze bez obaw, że uszkodzi sobie łapy.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

już na kempingu

Zastanawialiśmy się, co z noclegiem jechać dalej, czy dzisiejszy dzień potraktować lajtowo.

Wybraliśmy drugą opcję.

Wybrany kemping - 39 euro. Położony wśród lasu, sanitariaty (naturalnie niemiecki porządek), ale brak kuchni, co myślę w przypadku osób wypoczywających na rowerach jest dobrą sprawą. Cena również jak na owe warunki nie zbyt niska. Prysznic również nie wchodził w cenę -1euro za jednorazowe korzystanie z kąpieli.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Oczywiście dzisiejszy dzień pożegnał nas deszczem. .

 

Dzień drugi - 03.07.2012

Dystans dnia – 90,54km.

Trasa: Volgast – Greifswald – Stralsund – Rugia (camping Sund – Camp Altefäre)


Wyświetl większą mapę

 

Dziś, co prawda deszcz nas nie obudził, ale natura zasygnalizowała bardzo wyraźnie, kto tu rządzi.

Temperatura – 15 stopni, niebo zaciągnięte chmurami.

Namiot udało nam się zwinąć bez zmoczenia, ale mieliśmy tempo, śniadanie jedliśmy w locie, aby jak najmniej się zmoczyć w razie deszczu.

Droga wiodła wśród pól i łąk. Pierwsze zwiedziliśmy Valgast: kościół św. Piotra, Stare Miasto

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Potem ruszyliśmy do Greifswald. Po drodze zrobiliśmy małe zakupy. Przyszedł też czas na kawkę i ciacho. Zatrzymaliśmy się w lesie Maciej wyciągnął palnik, czajnik i wodę - zaparzyliśmy kawę. Uzupełniliśmy stracone kalorie i ruszyliśmy dalej.

W Greifswald zwiedziliśmy ruiny klasztoru św. Aldony (Eldeny), bazylikę św. Marii i stary port

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Po drodze spotkaliśmy małżeństwo ze Szczecina, które wraz z dwójką dzieci jechało na wyspę Rügen.

Dziś nocujemy na wyspie. Ze stałego lądu na wyspę prowadził nas most o długości 2800 metrów. Kemping jak i wyjazd ze Stralsundu znaleźliśmy bez problemu. W końcu prowadził nas Maciej

 

 

Dzień trzeci - 4.07.2012

Dystans - 95km.

Trasa: Gustow - Poseritz – Gross SchoritzPutbusSellinBinz - Lietzow -

Stortebeker - Camp

 


Wyświetl większą mapę

Dzień rozpoczęliśmy pobudką o 7.00. O dziwo świeciło słońce, ale szybko napłynęły czarne chmury i dzień zrobił się ponury.

W Altefähre zrobiliśmy małe zakupy (oczywiście coś słodkiego do kawy) no i ruszyliśmy. Rozpoczęliśmy zwiedzanie wyspy. Linia brzegowa 574 km długości z czego 60km stanowią piaszczyste plaże.

Drogę mieliśmy różnorodną

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->ścieżki asfaltowe,

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->z płyt betonowych,

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->szutrowe,

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->polne

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->leśne – typowo polskie

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

 

Okazało się, że nie tylko nawierzchnia, ale forma terenu była również urozmaicona.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Najpierw jechaliśmy wśród pól i łąk. Mijaliśmy urokliwe wioski oraz niezliczoną ilość miejsc, w których można było odpocząć, wypić kawę i coś zjeść.

Raz jechaliśmy drogami prostymi jak drut, kiedy indziej musieliśmy nieco popedałować, albo puścić na luz. 

Z Putbus udaliśmy się do Sellin. Tu oko w oko spotkaliśmy się z szalonym Rolandem - parowozem, który od 1895 roku przemierza najpiękniejsze zakątki wyspy. Obecnie trasa stanowi niewielki odcinek - zaledwie 24km, a prędkość tej wąskotorowej kolei osiąga 30km/h. Szalony Roland jest nie tylko dużą atrakcję dla turystów szczególnie tych najmłodszych, ale również obsługuje ruch lokalny. Obecnie na terenie Rügen kursuje 8 parowozów z wszystkich okresów historii niemieckiej kolei.

Nas najbardziej zaciekawił wagon dla rowerów oraz zachowanie obsługi pociągu. Tu konduktor nie poganiał pasażerów, ba pomagał im wstawić rowery lub też sprowadzić je na peron.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 Sellin to uzdrowiskowa miejscowość położona nad brzegiem morza (ze wspaniałym molo z 1906 roku) i jeziora Sellin See.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Z Sellin udaliśmy się do zamku myśliwskiego w Granitz, który wznosi się na wysokości 103m.npm i majestatycznie góruje nad Rugią. Ową różową neorenesansową budowlę wybudowano na najwyższym wzniesieniu Rugi Tempelberg. Trasa bardzo ciekawa, długi podjazd. Jedynie Jonasz wjechał na samą górę – reszta rodziny wymiękła - powiedzmy odpuściła.

 

Binz to kolejna miejscowość z uzdrowiskową architekturą i molo 560m. położona nad morzem i jeziorem Schmachter See.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Po raz pierwszy na terenie Niemiec napotkaliśmy na trudności z kempingiem

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->pierwszy był prywatny należał do firmy nie przyjmowano turystów „z drogi”

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->na drugim okazało się, że nie ma miejsc, a jeśli byłyby, to i tak by nas nie przyjęto ze względu na psa,

<!--[if !supportLists]-->· <!--[endif]-->trzecim miejscem było Schronisko młodzieżowe w ProraJugendzeltplatz. Tu też nas nie przyjęto ze względu na psa. Co najdziwniejsze ogromny teren, niewielu ludzi. Nie przeszkadzalibyśmy nikomu. No ale cóż

 

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

W łnocnej części Rugi wznoszą się gigantyczne budowle, które zostały zaprojektowane w latach trzydziestych XX wieku miały tworzyć największy na świecie ośrodek wypoczynkowy. Ciągną się na odcinku 5 km. Prora – nazistowski kompleks wypoczynkowy, który jednorazowo mógł pomieścić 20 tysięcy osób. Z planów nic jednak nie wyszło. Wybuch II wojny światowej spowodował wstrzymanie prac budowlanych. Budynki te zostały wpisane na listę zabytków, dlatego nic z tym zrobić nie można. W niewielkiej części wykorzystano je na schronisko młodzieżowe, a teren przyległy na pole namiotowe. Jedni twierdzą, że ów blok emanuje złą energią, inni z kolei, ze ma ciekawą historię

 

Tym razem pies utrudniał nam znalezienie noclegu. Była to doskonała okazja, aby rozbić się na dziko. Choć było 2: 1 - nasz mistrz zadecydował, że jedziemy dalej. Kolejny kemping nie był daleko, ale droga do niego wiodła przez las, przez piach i pod górę.

 

W końcu Lietzow, a tu kemping. Jednak, aby do niego się dostać trzeba było jeszcze podjechać. No i oczywiście nie mieliśmy pewności, czy tolerują czworonogów.

Śpimy w cywilizowanym miejscu.

Wieczór jest znowu chłodny.

A zapomniałabym.

Zaskoczyli nas dziś panowie koszący trawę. Przerywali swoją pracę abyśmy ze spokojem mogli przejechać. Jakie to miłe


 

Dzień czwarty - 5.07.2012

Dystans - 53,74km

Trasa: SagardSanssitzNationalpark Jasmund- KonigsstuhlLohme – Glove – Camping „Am Wasser


Wyświetl większą mapę

 

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Dzisiejszy dzień to dzień tajemnic. Jechaliśmy w chmurach jadąc prawie cały czas pod górę. Choć mieliśmy kiepską widoczność, to trasa była rewelacyjna, Dziś wiodła nas do kredowych klifów wśród lasów, bagien i łąk.

Po drodze starym zwyczajem zaparzyliśmy sobie kawę no i zjedliśmy ciastko. Dziś każdy wybierał sam: Jonasz z jagodami, Maciej coś, co przypominało pączkowego fawora, a ja warkocza z serem, migdałami i lukrem. Maciej dla wszystkich kupił jeszcze serowe kuleczki, które jak się okazało były wyśmienite.

Początkowo byłam zła na pogodę, ponieważ tyle wysiłku i gdzie ta nagroda. Przy słonecznej pogodzie i dobrej przejrzystości widok byłby bajeczny.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Dziś klify zachowywały się jak pruderyjne panny częściowo tylko odsłaniając swój majestat.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Park Narodowy Jasmund jest wprawdzie najmniejszym parkiem narodowym Niemiec o powierzchni 30 kilometrów kwadratowych, ale jest on schronieniem słynnych na całym świecie, dziwacznych stromych klifów kredowych: wysoko ponad Morze Bałtyckie wznoszą się te okazałe urwiste brzegi z wapnia kredowego. Otoczony legendami klif "Königsstuhl", leży na okazałej wysokości 118 metrów ponad poziomem morza.

 

Wejście na klify i do muzeum jest płatne. Warto zwiedzić muzeum, ale uwaga „słuchawkowi przewodnicy” opowiadają tylko w języku niemieckim i angielskim.

Z klifów można podziwiać niezwykłą panoramę morza, (co nam się nie udało), ale i z dołu schodząc 480 schodami można podziwiać ów cud natury.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Czas w parku bardzo szybko minął. Nim się spostrzegliśmy była już 15.30. Maciej zaplanował, że dziś kończymy zwiedzanie wyspy

Zmieniliśmy jednak plany i „zakołowaliśmy” na Camping „Am Wasser

Zjedliśmy obiad własnej produkcji i poszliśmy na plażę.

Wieczorem wyjrzało słońce.

Ciągle jednak temperatura powietrza 16 stopni, ale zasypiamy z szumem morza w tle.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Tacy to pożyją Jak myślicie kto bardziej zadowolony?

 

Dzień piąty - 6.07.2012

Dystans - 86 km.

Trasa: Kap ArconaWiek – Trent – Gingst - Altefährn


Wyświetl większą mapę

 

O godz. 4.00 nad ranem obudził nas deszcz. Maciej szybko wyskoczył z namiotu i pozbierał ręczniki.

Wstaliśmy po 8.00. Niebo było zaciągnięte chmurami. Zapowiadało to kolejny ponury dzień.

Ale jednak nie. Pogoda bardzo szybko zmieniała się. Wyjrzało słońce. Namiot zwijaliśmy suchy. Wiatr, nasz wierny towarzysz, był dziś zdecydowanie cieplejszy. Ruszyliśmy w kierunku Kap Arcony. Droga wiodła skrajem urwistego wybrzeża. Miejscami wspaniałe widoki, jak zwykle urokliwe domostwa i malutkie kawiarenki dla strudzonych turystów.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

 

Arkona jest płaskowyżem skalnym położonym na wysokości 45 metrów

Sam cypel to radiolatarnia, która w czasie II wojny światowej wzmacniała łączność na Bałtyku, Kap Arkona to również galerie, kawiarnie i sklepiki.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

 

Dzisiejsza trasa jest godna polecenia.

Jechaliśmy zachodnią stronę wyspy, to przede wszystkim tereny rolniczo – hodowlane. W miejscowości Wittower Fähre przeprawialiśmy się promem ( uwaga płatny).

Tu ponownie spotkaliśmy rodzinę ze Szczecina. Najmłodsza córka mogła ponownie spotkać się z Panem Maćkiem.

Nocujemy ponownie na Kempingu w Altefähre.

Może coś na temat campingów. Warunki dobre, ceny od 20 do 40 euro (trzyosobowa rodzina + pies).

Co chcieć więcej?

Naszym zdaniem ceny nie są adekwatne do proponowanej oferty: prysznice często dodatkowo płatne, brak miejsca, gdzie można byłoby przygotować jedzenie i zjeść w razie deszczu.

To dawne tereny NRD. Zobaczymy czy to zmieni się później.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->


Dzień szósty - 7.07.2012

Dystans - 37,4km.

Trasa: Stralsund


Wyświetl większą mapę

Od rana leje. Co robić zwijać namiot, czy może zostać, przeczekać deszcz, a potem pojechać zwiedzić Stralsund.

Wybraliśmy drugą opcję. Deszcz nie odpuszczał. Śniadanie jedliśmy w namiocie. Oczywiście nie wszyscy. Nali pozostało tylko smakowanie śniadania nosem.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Czekaliśmy na przejaśnienie, a tu ciągle padało. Jutro niedziela, czas ucieka, a my nie mieliśmy nic do jedzenia. Chcąc nie chcąc musieliśmy pojechać do Stralsundu.

W drodze powrotnej wyjrzało słońce.

 

Tym razem Maciej przygotował obiad.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

A potem ponownie pojechaliśmy do miasta.

 

Stralsundzkie Stare Miasto ze względu na unikatową architekturę zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nad miastem górują trzy potężne kościoły dając świadectwo złotych czasów Hansy. W porcie wybudowano słynne na cały świat Oceanarium. Są tu baseny z rybami bałtyckimi głębokimi na 9 metrów. Chlubą Oceanarium jest samogłów ( największa i najcięższa ryba kostno – szkieletowa na świecie osiąga rozmiar 3 m i wagę 1,5 tony. Skóra takiego osobnika ma grubość 15 cm. – wygląda jak żywa skamieniałość).

Rügendann łączy Stralsund z południowo – zachodnim brzegiem Rügen – najdłuższa przeprawa w Niemczech.

 

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

 

Nie padało. Ale cały czas było pochmurno. Oceanarium odłożyliśmy na później. Stwierdziliśmy, że jest blisko Polski i podjedziemy tu samochodem.

 

Dzień siódmy - 8.07.2012

Dystans - 103 km.

Trasa: Barth – ZingstPrerow – Born – Ahrenshoop -Wustrow – camping Am Stranddunnlop?


Wyświetl większą mapę

 

Dziś po raz pierwszy, rano przywitało nas słońce. Było ciepło, no i co najważniejsze taka pogoda utrzymała się prawie przez cały dzień. Piszę prawie ponieważ kiedy dojeżdżaliśmy do kempingu na niebie zbierały się złowrogie chmury, z których spadł krótki, ale obfity deszcz.

Dziś śpimy nad samym morzem.

Kiedy rano pakowałam się i spojrzałam na swój rower stwierdziłam zrobię mu zdjęcie.

Dlaczego?

Często ludzie pytają się po co mi klamerki na rowerze. A właśnie po to:

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Jechaliśmy w pięknym słońcu bardzo urozmaiconą trasą: wśród pól, łąk, lasów, wzdłuż morskiego wybrzeża i skrajem jezior. Przejeżdżaliśmy przez stary zwodzony most i mnóstwo urokliwych wsi. Malownicze domki zapraszały turystów na kawę i domowe ciasto. Niewiadomo było, które wybrać miejsce. Każde inne, każde zachęca czymś innym.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Po drodze zatrzymaliśmy się na plaży. Mieliśmy problem z jej wyborem ponieważ tylko na nieliczne można wejść z psem. W końcu coś zaleźliśmy - plaża dla naturystów.

Miejscowości przez które przejeżdżaliśmy obfitowały w różne galerie i gotycką zabudowę. W Barth podziwialiśmy sakralną, gotycką budowlę , w której wysłuchaliśmy koncertu organowego.

 

Kolejny kemping bez kuchni i pomieszczenia, w którym można przygotować sobie posiłek lub posiedzieć w czasie deszczu.

Kiedy to piszę jest 23.20. Maciej i Jonasz już śpią, a ja w towarzystwie jazzu i szumu morza próbuję coś sklecić.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Dzień ósmy - 9.07.2012

Dystans - 114,32km

Trasa: Graal Muritz – Rostock – Waremünde - KuhlungsbornRerikBlowaz – Wismar – ZierowOstsee Camping Ferien park Zierow


Wyświetl większą mapę

 

 

Dziś obudziło nas słońce - czyżby miał być słoneczny, upalny dzień?

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

 

Niestety, dzień był zdecydowanie chłodniejszy niż wczoraj.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Brak ciepła rekompensowały nam wspaniałe panoramy morza, krajobrazy pół i łąk.

Po drodze mijaliśmy:

Rostokw XIII wieku wzniesiono tu kościół św. Mikołaja będący symbolem Hansy. Podczas II wojny światowej został zniszczony, a następnie odbudowany w 1976. Na dachu nadbudowano trzy kondygnacje mieszkalne. Miasto ciągnie się przez około 20km. wzdłuż rzeki Warnow

Przejeżdżaliśmy przez najstarszy kurort Niemiec położony nad Bałtykiem - Warnemünde zwany białym miastem, gdzie w XVIII wieku przyjeżdżali goście by korzystać z uroków lata.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Tu też rzeka Warnow wpływa do morza. Nad brzegiem króluje hotel Neptun. Bywali tu tacy politycy jak Fidel Castro, Willly Brandt, a gości podsłuchiwała NRD-owska bespieka, dlatego hotel ów nazywano pałacem STASI.

Ostatnie 3 godziny jechaliśmy w deszczu, a całe 114km pod wiatr.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Dzień dziewiąty - 10.07.2012

Dystans - 93km.

Trasa: Boltenhagen GrossklutzhovedKleinklutzhovend -Brook – Lubeka


Wyświetl większą mapę

 

Ranek przywitał nas słońcem. Jednak na niebie gromadziły się znowu czarne chmury, ale wiatr był dość silny i przegonił je. Temperatura nie zachęcała do kąpieli.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Dziś morze nieco rzadziej pokazywało nam swoje oblicze. Za Boltenhagen wjechaliśmy na klify i jechaliśmy ich skrajem.

Od morza dzieliła nas ściana lasu. Miejscami tylko przygotowano tarasy widokowe. Około południa wyjrzało słońce jednakże ciągle jechaliśmy pod wiatr i pod górę.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Tuż przed kempingiem pragnienie cukru kazało się nam zatrzymać i uzupełnić jego niedobór

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Cierpliwość Nali została nagrodzona.

 

Dzisiaj naszym celem była Lubeka.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Miasto warte zobaczenia ze względu na architekturę i bogata historię. (W średniowieczu Lubeka była najważniejszym miastem północy. Pod jej przywództwem powstał związek gospodarczy Hanza, do której należało prawie 200 miast. Hanza opanowała wymianę towarów od Anglii po Rosję. W czasach średniowiecza powstało lubeckie Stare Miasto. Królowa Hanzy wzbogaciła się na handlu solą. Wspaniała późnogotycka brama holsztyńska powstała ponad 500 lat temu przypomina o epoce dobrobytu).


 

Dzień dziesiąty - 11.07.2012

Dystans - 83km

Trasa: IvendorfTimmendorferstrand - ScharbeutzNeustadt - GrӧmitzGrubeGroβenbrode


Wyświetl większą mapę

 

Dziś znowu jest szaro, chłodno a my z trwogą patrzymy w niebo. Rano nie padało, a wię szybko spakowaliśmy się i wyruszyliśmy. Jonasz był nieco zawiedziony, że nie mógł skorzystać z basenu, ale pogoda nie zachęcała do kąpieli. Od Travemünde jechaliśmy trasą kurortów, hoteli i pensjonatów.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Takich chwil w słońcu mieliśmy niewiele

 

W Neuestad Maciej zakupił nóżkę do mojego roweru i zapasową linkę do tylniej przerzutki. Dziś wyjątkowo wiatr nam sprzyjał. Jednak deszcz nam nie odpuścił.

Zmusił nas do ubrania OP1. Z nieba lało się. Potem na krótko wyjrzało słońce, co pozwoliło nam 

rozbić namiot i przygotować coś ciepłego do zjedzenia. Po czym ponownie lunął deszcz.

Od momentu wyjazdu z domu nie mieliśmy ani jednego ciepłego wieczoru, gdzie moglibyśmy posiedzieć przed namiotem.

 

Dzień jedenasty - 12.07.2012

Dystans - 89,78km

Trasa: GrossbrodenHeiligenhafen – Oldenburg – Lütjenburg - SchonenbergHeikendorf


Wyświetl większą mapę

 

Ranek był pochmurny, temperatura 14 stopni. Upał, że HOOOO

Po wyjeździe z kempingu zakupiliśmy trochę słodkości i ruszyliśmy w drogę. Trasa wiodła wśród wiosek i pól. Były chwile, gdzie słońce wyjrzało zza chmur.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Raz z górki raz pod górkę – można było się spocić. Ciągle uciekaliśmy przed deszczem. Tuż przed dotarciem na kemping dogoniły nas złowrogie chmury i ponownie zmoczyły.

Nadszedł w końcu taki dzień, o którym rowerzysta marzy: zimno, wietrznie, pada deszcz no i trzeba rozbić namiot

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->


Dzień dwunasty - 13.07.2012

Dystans - 67,38km

Trasa: Kiel – Eckern-fordeLouisenberg


Wyświetl większą mapę

 

 

Nie pada. Świeci słońce, ale jest zimno - zaledwie 14 stopni. Nie pozostaje nam nic innego jak się spakować i ruszyć w drogę. Namiot jest mokry. Winna jest rosa i nocne opady deszczu, ale słońce pozwoliło nam go wysuszyć

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

 

Na dzisiaj zaplanowaliśmy krótszy dystans. Mamy zamiar zwiedzić Kiel.

  

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Przed nami Kiel

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

W oczekiwaniu na otwarcie mostu obserwowaliśmy ogromną ilość meduz w zatoce

 

 

Miasto nas rozczarowało. Zabytki mało widoczne często przysłonięte nowoczesną architekturą.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Za miastem podążaliśmy drogą wśród pól i łąk. Z góry i pod górkę. Cały czas ścieżką rowerową. Oczywiście z asfaltu. Dotarliśmy do Eckern-forde. To zdecydowanie bardziej urokliwe miejsce niż Kiel. Dziś rozbiliśmy się na najtańszym jak do tej pory kempingu – 17, 5 euro. 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->


 

Dzień trzynasty - 14.07.2012

Dystans - 81km.

Trasa: EckernfördeArnisKappelnOersbergSterupSchwensbyGrundhofLangbailligGlucksburg


Wyświetl większą mapę

 

Dziś nocowaliśmy niedaleko Eckernförde uzdrowiskowe miasteczko położone nad Zatoka Kilońską w północnych Niemczech.

Kemping duży, rozległy, a co najważniejsze jego cena przyzwoita. Za naszą czwórkę zapłaciliśmy 17 euro. Warunki sanitarne równie przyzwoite, a prysznic bez dodatkowej opłaty. Rozbiliśmy się na dużym placu.

Ranek przywitał nas deszczem. Kolejny dzień – szare niebo i ani kawałka błękitu.

No, ale wstawać trzeba było. My nie mamy wyjścia. Gonią nas dni urlopu. Czy pada, czy słońce musimy jechać.

Tym razem ruszyliśmy w kierunku Kappeln. Jednak po drodze zahaczyliśmy o niewielką miejscowość Arnis. Najmniejsza miejscowość posiadająca prawa miejskie – 300 mieszkańców.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Bardzo urokliwe bajkowe miasteczko, do którego przeprawialiśmy się promem. Stamtąd ruszyliśmy do Kappeln, gdzie zrobiliśmy zakupy ( jutro niedziela)

Do Kappeln jechaliśmy z wiatrem, z całkiem niezłą prędkością i w miarę płaskim terenie.

Potem forma terenu nieco zmieniła się, ale jechało się bardzo dobrze.

Przejeżdżaliśmy przez niewielkie niemieckie miejscowości, w których witały nas krowy, kozy, no i przede wszystkim konie. Temu wszystkiemu towarzyszył wszechobecny zapach obornika.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Pogoda okazała się dla nas nieco łaskawsza. Nie padało a zza chmur częściej niż zwykle wyglądało słońce. I tak oto w sprzyjających okolicznościach dotarliśmy do miejsca, z którego widzieliśmy duński brzeg - Glucksburg

Kiedy dotarliśmy na miejsce zaczął wiać bardzo silny wiatr.

Po rozbiciu namiotu, zjedzeniu obiadu, poszliśmy na spacer. Świeciło słońce.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Jutro mamy zamiar zwiedzić Flensburg miasto zwane południem północy, o którym mówi się, że jest bramą do państw skandynawskich.

 

 

Dzień czternasty - 15.07.12

Dystans - 48km

Trasa: Glucksburg – Flensburg – WedingSuderholz


Wyświetl większą mapę

 

Dzień zaczął się najgorzej jak mógł. Padało, wiało i było zimno – to już standard. Chcieliśmy dłużej pospać. Okazało się to niemożliwe. Trzeba było być w gotowości. Na 3 metrach kwadratowych naszej trójce udało się ubrać, zjeść śniadanie i zwinąć śpiwory oraz karimaty.

Ku naszemu zdziwieniu ciemne chmury, zaczęły ustępować błękitowi. Na całe szczęście.

 

W dobrych humorach udaliśmy się na zwiedzanie Flensburga. Miasto nas rozczarowało. Prócz 6 kościołów nie ma nic ciekawego. Sklep z miejscowym rumem był zamknięty. Tylko ślinka nam pociekła na widok butelek rumu za szybą.

Zwiedzając miasto spotkaliśmy Darka, który przed tygodniem przyjechał do Flensburga już na stałe. Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę no i trzeba było jechać dalej.

Pozdrawiamy Cię kolego ze Swarzędza (okazało się, że nasz znajomy mieszkał w Swarzędzu)

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Dzisiaj krótszy dystans. Chcemy odpocząć, poczytać książki. Co niektórzy mają w tym duże zaległości. Właściwie Jonasz przeczytał wszystko, co miał. Trzy książki wręcz połknął w pierwszym tygodniu.

Około godziny piętnastej zameldowaliśmy się na kempingu u Herr Uwe Müller. Tutaj pojawił się mały problem. Kemping otwarty, a właściciela nie było tylko nr telefonu. Próbowaliśmy się

dodzwonić, ale z miernym skutkiem. W końcu odnaleźliśmy gospodarza i uregulowaliśmy formalności.

Kemping położony był na uboczu. Cisza, spokój. Niemal jak na Józefówce. Początkowo byliśmy tylko my i Austriacy. Potem dojechali Holendrzy i Duńczycy.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Dzień piętnasty - 16.07.12

Dystans - 87km

Trasa: Schleswig – BrekemdorfAhlefeldBistemseeHolzbungeSettestedtBredembekBruy


Wyświetl większą mapę

 

 Pisanie każdego dnia zaczynamy od deszczu. No cóż zrobić skoro codziennie, raz mniej, raz więcej pada. Kolejny raz kuchnia serwowała śniadanie w namiocie. Potem wyczekiwaliśmy chwili bez deszczu, aby móc się spakować. Słońce zaszczyciło nas swoją obecnością jeszcze przed 9.00. Namiot przesuszył się. Od dzisiaj zaczyna się trasa do domu.

Zwiedziliśmy Schleswig,

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Schleswig

 

 

a dalej już tylko wsie, krowy, konie, owce, kozy. W Sehestedt przeprawiliśmy się promem (tym razem za darmo) przez kanał kiloński.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Kanał kiloński

 

 

 

 

Deszcz na całe szczęście oszczędził nas na trasie – wieczorem oczywiście rozpadało się.

Dziś rozbiliśmy się na kempingu, położonym przy jeziorze Westensee.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->


 

Dzień szesnasty - 17.07.2012.

dystans - 120,61km

Trasa: SchiereseeRoternhannBordesholmWattenbekNegenharieHoffnung - GonnebekRicyklingWaltstedy – Bad segeberg - Dreggers – Bad oldesloeBerkenthin - Ratzenburg


Wyświetl większą mapę

 

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Nasz nocleg zlokalizowany był nad jeziorem Westsee. Całą noc padało. Rano jak zwykle namiot był mokry, ale za to niebo witało nas błękitem i słońcem. Jednak nie za długo. Wkrótce na niebie pojawiły się chmury. Dziś mieliliśmy boczny wiatr. Jechało się dobrze.

Przez 70% dnia świeciło słońce.

Od Bad Oldesloe (droga 208) prowadziła nas ciekawie położona ścieżka rowerowa. Dziś naszym celem był Ratzenburg, na terenie, którego znajdują się dwa jeziora.

Dziś na kemping mieliśmy eskortę i to samego właściciela.

Śpimy z widokiem na katedrę w Ratzenburgu. 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Ratzenburg

 

Dzien siedemnasty – 18.07.2012

dystans – 127km

Trasa: RatzeburgGadebusch – Schwerin - Crivitz- Meslin – Goldberg - Alt Schwerin


Wyświetl większą mapę

 

 

Od 6.00 rano pada deszcz.

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Dziś udało się nam zaobserwować zwierzynę i ptactwo. Jadąc rowerem świat przyrody jest bliższy człowiekowi i łatwiej dostrzegalny. Widzieliśmy gromady żurawi, oraz pasące się stada dzikich gęsi

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Zwiedziliśmy Schwerin. W 1998 byliśmy tu po raz pierwszy. Jonasz miał wówczas 2 lata, a my wracaliśmy z Danii.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Zamek neorenesansowy w Schwerin

 

 

Wyjeżdżając z miasta rozpadało się. Zrobiło się jeszcze chłodniej. Maciej, jak go nie jedni nazywają GPS - wyjechał bezbłędnie z miasta, które żegnało nas ścianą deszczu.

Nocowaliśmy na kempingu nad jeziorem Plauersee.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->


Dzień osiemnasty - 19.07.2012

Dystans - 77km.

Trasa: Alte Schwerin - WarenPenzlinNeue Dorf Brodaer ( jez.Tollensee)


Wyświetl większą mapę

 

Wcześnie rano obudziła mnie duchota. O! będzie ciepły dzień, myślę sobie, wyglądam z namiotu, a tu znowu szaro Do pobudki było jeszcze trochę czasu, a więc nadzieja, że może wyjrzy słońce.

A tu powtórka z rozrywki

Padało. Zwijaliśmy się pomiędzy opadami deszczu. Jakby tego było mało, zaczęło wiać. Deszcz nie odpuszczał. Zmusił nas abyśmy ubrali się w odzież przeciwdeszczową. Ruszyliśmy.

Po przejechaniu zaledwie 8 km. Nala złapała „gumę”

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

W Waren zrobiliśmy zakupy. Wyjrzało nawet słońce – nadzieja . O, nie to byłoby zbyt piękne. Potem to już było tylko gorzej. Lało jakby Panu Bogu pękła rura w niebiańskich wodociągach. Mało tego; ulewie towarzyszyła burza. Temperatura spadła do 13 stopni. Zamarzliśmy. Byliśmy przemoczeni zmarznięci i zero widoków, że przestanie padać. Weszliśmy do kawiarni zamówiliśmy herbatę i na poprawienie humorów zakupiliśmy po kolejnym już ciastku.

Deszcz nieco zelżał.

Z Waren prowadziła nas ścieżka rowerowa, równolegle do głównej drogi. Dalej wjechaliśmy już na drogę.

W końcu jednak wyjrzało słońce. Dojechaliśmy na kamping nad jeziorem Tollen. Miejsce bardzo urokliwe położone nad wodą z widokiem na Neubranderburg.

Dzisiejszy dzień kończymy smutno. Otrzymaliśmy wiadomość, że zmarł Józef Witkowski. Znaliśmy się krótko – 2 lata, ale nasza rodzina bardzo polubiła go. Miał ogromne poczucie humoru, dużo subtelności i wyczucia.

Będziemy za nim tęsknić, na zawsze zostanie w naszej pamięci.

 

 

Dzień dziewiętnasty - 20.07.2012

Dystans - 91km.

Trasa: Tellensse seeNeuebrandenburg - Strasburg - Woldegk - PasewalkLocknitz


Wyświetl większą mapę

 

 

 

Dzisiaj nie mogłam dospać. Wstałam o 5.00 i o dziwo nie padało.

<!--[if !vml]--><!--[endif]--><!--[if !vml]--><!--[endif]-->

Tym razem namiot zwijaliśmy suchy. Jednak było pochmurno i chłodno

Trasa do Neuebrandenburg wiodła nas wzdłuż jeziora,

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

W Neuebrandenburg

 

 

źniej nieco wypogodziło się. Zjedliśmy ciepły posiłek w Strasburgu i ruszyliśmy dalej.

Jadąc podziwialiśmy wiejską architekturę, a szczególnie zabudowę sakralną.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

w Locknitz

 

Do Lӧknitz jechaliśmy drogą nr 104, ale uwaga! brak tu ścieżki rowerowej, a ruch dość intensywny. Jednak Niemieccy kierowcy zdecydowanie bardziej szanują rowerzystę na drodze. Wyprzedzają zachowując bezpieczną odległość.

Na miejsce dojechaliśmy o przyzwoitej godzinie. Jednak w recepcji kempingu nikogo nie było, jedynie nr telefonu. Nie pozostało nam nic innego jak zadzwonić.

Tym razem dodzwoniliśmy się, a co najważniejsze dogadaliśmy się. Po minucie zjawił się uśmiechnięty pan i załatwiliśmy wszelkie formalności.

Dzisiejszego dnia, kolację zjedliśmy przed namiotem.

 

Dzień dwudziesty - 21.07.2012

Dystans - 50km

Trasa: Lӧknitz – Szczecin (rower)Poznań (pociąg) - Czerwonak (rower)


Wyświetl większą mapę

Poranek w Löknitz przywitał nas słońcem, ale upału nadal nie było. Tym razem bez pośpiechu zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy namiot i wyruszyliśmy do Szczecina. Pociąg mieliśmy około 15.00, a więc sporo czasu. Zakupiliśmy bilety i poszliśmy na obiad.

Nasz środek transportu miał spóźnienie około 40 minut (pociąg podstawiany) .

No, ale w końcu wyruszyliśmy i wieczorem dotarliśmy na miejsce.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Kolejna wyprawa za nami, nowe wrażenia, nowe doświadczenia i nowa nauka.

 

<!--[if !vml]--><!--[endif]-->

 

Tym razem 20 dni w drodze. Zrobiliśmy 1630km. Sprzęt spisał się dobrze, mimo kilku awarii: zerwana linka tylnej przerzutki, złamane dwie nóżki, przebita dętka przy przyczepce Nali. Ze wszystkim radziliśmy sobie na bieżąco i nie zakłóciło to naszego wypoczynku. Co najważniejsze kondycja nas nie opuszczała.

Taka rodzinna wyprawa to niezła rzecz.

Nie jesteśmy rodziną idealną, ale myślę, że mamy z sobą dobry kontakt. Dużo rozmawiamy.

Jednak wyjazdy te pokazują, że ciągle musimy się uczyć być z sobą.

Tutaj jesteśmy we troje + pies. Mieszkamy na niewielkiej powierzchni, każdy z nas ma różne zamiłowanie do porządku. Każdy inaczej odczuwa zmęczenie, ma swoje humory i dąsy.

Pierwszy tydzień jest zawsze dla nas pewnego rodzaju dotarciem się. Kolejne tygodnie to już tylko lepiej

Pogoda, która towarzyszyła nam, tj. niska temperatura jak na lipiec i codzienne opady deszczu, stawiała wobec nas nowe wymagania. Każdy musiał znaleźć pozytywne jej strony. Uczyliśmy się samodyscypliny, konsekwencji w działaniu i cierpliwości.

Tak więc do przyszłego roku, a dokąd? Czas pokaż.

Pozdrawiamy

 

Zmieniony ( 17.08.2018. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »