Podkoziołek 18-19.02.2012 - relacja |
Redaktor: Aneta Józefczak | |
13.03.2012. | |
Karnawał się kończy, a więc przyszedł czas go pożegnać .
Jak na turystów przystało postanowiliśmy zakończyć go aktywnie. Tym razem podkoziołkowe spotkanie Koło Viator zaplanowało w Lubiniu. Miejscem spotkania było schronisko. Kiedy wszyscy dojechali udaliśmy się na zwiedzanie Kościoła klasztornego pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny . Wcześniej byliśmy już umówieni z Benedyktynem – bratem Filipem. Ów opowiedział nam historię kościoła oraz jak wygląda codzienne życie braci. W kościele było piekielnie zimno. To jednak nie zniechęcało nas, aby dowiedzieć się jeszcze więcej na temat tego, co dzieje się za murami klasztoru, z czym tak naprawdę na co dzień nie mamy do czynienia. Najbardziej jednak wszystkich interesowała „Benedyktynka”, którą każdy zakupił w obfitości (oczywiście na ile pozwalała „kieszeń”). Wszystkich ciekawiła receptura cudotwórczego nektaru przyrządzanego przez mnichów lubińskich. Ich własna receptura, zakorzeniona w tradycji benedyktynki Vincellego jednak nadal pozostała dla nas tajemnicą. Zioła, korzenie zalewane rumem brzmi niebiańsko i smakuje równie bosko. Nic innego kupować smakować i oddawać się rozkoszy. Potem był spacer wokół jeziora Żelazno. Jak zwykle naddaliśmy nieco kilometrów. Ale to już tradycja i nikt się temu nie dziwi. Po powrocie zajęliśmy się przygotowaniem wieczornej kolacji. Kuchnia stała się polem bitwy. Duże kuchnie to rewelacja. Uważam, że schroniska powinny inwestować w ów przybytek ponieważ kuchnia, jedzenie i stół bardzo jednoczą ludzi; tu ludzie łagodnieją, słuchają się wzajemnie ,śmieją się i żartują. Panie obstawiły kuchnie, a panowie umilali im pracę dowcipami, żartami. Każda angażowała się jak mogła. Jedna przygotowywała ciasto, inna formowała chruściki, jeszcze inna piekła, ktoś przygotował sałatkę, ktoś inny naleśniki zapiekane z żółtym serem, był też i boeuf Strogonoff. Było bardzo wesoło. Muszę przyznać, że po raz pierwszy wszyscy bardzo zaangażowali się jednocześnie czyniąc z tego dobra okazję do rozmów i zabawy. Potem oczywiście pojawiły się tańce. Kolejny dzień zaczęliśmy jak zwykle od kuchni : kawa, pogawędki , wspólne śniadanie. Pogoda jednak tym razem nie dopisała nam. Padał rzęsisty deszcz i było chłodno. Największy problem stanowiło jednak błoto. Dlatego też nie ruszyliśmy w plener tylko oddaliśmy się różnym aktywnościom na sali gimnastycznej: ping pong, siatkówka. Potem oczywiście przyszedł czas na kawę no i powrót do domu. Czy było przyjemnie? Myślę, że tak- ja wróciłam bardzo zadowolona. Pozdrawiam wszystkich. jusewka |
|
Zmieniony ( 13.03.2012. ) |